Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powrót wałbrzyszan z Azji do domu. Koszmar. A teraz kwarantanna

Redakcja
To miały być wakacje życia. I były do momentu, kiedy nie zostały gwałtownie przerwane i zaczęła się walka o miejsce w samolocie, o przebukowanie biletów, o przetrwanie i powrót do domu. Jak wyglądała ta podróż? Opowiada nasza czytelniczka, która od dwóch dni przebywa na kwarantannie w Wałbrzychu.

- Do Azji polecieliśmy na długo przed tym, jak wybuchło to całe zamieszanie z koronanwirusem w Polsce i Europie. Kiedy decydowaliśmy się na wylot, wszystko było w porządku, a z epidemią zmagali się Chińczycy - opowiada mieszkanka Wałbrzycha. Ze względu na funkcję, jaką pełni oraz branże, w której pracują jej przyjaciele, nie chce zdradzać, gdzie konkretnie była.

- Obawiam się ostracyzmu ze strony mieszkańców. Na razie jesteśmy zdrowi, nie mamy objawów i grzecznie wszyscy siedzimy w domach. Nikt z nas z pewnością nigdzie nie będzie wychodził - mówi wałbrzyszanka. Jest w grupie ryzyka. Z samolotu, którym leciała, służby zabrały rodzinę z dzieckiem. Kobieta ciągle kaszlała, dopiero po interwencji stewardessy założyła maskę. W samolocie wszystkie miejsca były zajęte, a pasażerowie siedzieli jeden koło drugiego. Kaszląca i jej rodzina dwa rzędy dalej.

To szczęście, że w ogóle udało nam się załapać na ten samolot! Kiedy tylko dowiedzieliśmy się o sytuacji w Polsce, o tym że 15 marca zamknięte zostaną granicę, natychmiast staraliśmy się przebukować bilety. I udało się, ale nie wszystkim Polakom. Na miejscu włądze zabrały rodzinę do szpitala. Okazało się, że testy im wyszły negatywnie, ale przebywali w szpitalu z osobami zakażonymi - wspomina wałbrzyszanka.

Jak wyglądała podróż do domu? - W poniedziałek o 5 rano musieliśmy się stawić na lotnisku. Wylot mieliśmy o 8. Było ciężko z transportem, bo miejscowi też ograniczyli transport, odwoływali rezerwacje hoteli, pozamykali szkoły... Przy wjeździe na lotnisku stali mundurowi, sprawdzali dokumenty, później wszystkie procedury lotu, mierzenie temperatury na wejściu. Procedurę musiał przejść każdy, a na lotnisku były prawdziwe tłumy... Wszystko się wydłużało w atmosferze strachu i zmęczenia. Ze względu na sytuację mieliśmy ograniczony dostęp do załogi, jedzenia praktycznie nie było, do picia dostaliśmy 2-3 szklanki wody, a lot trwał prawie 10 godzin - mówi kobieta.

Odetchnęli, kiedy wylądowali w Warszawie. Na lotnisku temperaturę zmierzyli im funkcjonariusze Wojsk Obrony Terytorialnej. Wypełnili dokumenty, zostali pouczeni, jak należy postępować i wsiedli do samochodu, który zostawili wcześniej na lotnisku. - W Wałbrzychu zgłosiliśmy sanepidowi powrót zza granicy i tyle. - Dostaliśmy decyzję o dwutygodniowej kwarantannie - zaznacza wałbrzyszanka. Czy boi się, że zachorowała? - Zdaję sobie sprawę z zagrożenia, ale jeśli nawet, to liczę że przejdę wszystko bezobjawowo. Jestem młoda, podobnie moi przyjaciele. Z nikim się nie kontaktujemy. Czekamy na wizyty policjantów.

Powrót wałbrzyszan z Azji do domu. Koszmar. A teraz kwarantanna

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto