Świdnica: Winnych zabicia psów nie ma

- Nie mamy dowodów na to, że ktoś zabił małe psy na posesji na obrzeżach Świdnicy. Osoby podejrzewane o to nie przyznają się do tego, a zwłoki szczeniaków zostały oddane do utylizacji, więc nie jesteśmy w stanie sprawdzić czy zmarły śmiercią naturalną czy też zostały zabite – mówi Katarzyna Czepil z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy.

Dodaje, że zatrzymani w sprawie mężczyźni, przyznali się, że byli feralnego dnia na posesji, bo mieli odebrać zakupione od właściciela drzewo, ale psów nie dotykali. Na miejscu zastali martwe szczeniaki i sukę, która była agresywna. Dlatego jeden z nich chodził po posesji z łopatą. W razie gdyby suka ich zaatakowała. Inny próbował martwe szczeniaki odciągnąć szpadlem od ich matki, po to by je zakopać. Mówili też, że uciekli, bo wystraszyli się krzyków sąsiadki.

Czytaj więcej: Kto zabił sześć szczeniaków w Świdnicy?

Policjantka podkreśla, że nie ma również dowodów na to, by nad pozostałymi psami ktoś się znęcał. Posesji przy ulicy Sikorskiego pilnują cztery dorosłe psy i suka. Jak ustalili strażnicy właściciel rzadko tam bywa, a dokarmianiem zwierząt zajmują się jego pracownicy, ale ci z karmą przyjeżdżają co kilka dni. Na miejscu był powiatowy lekarz weterynarii ze Świdnicy. Stwierdził, że psy są zdrowe i zadbane oraz nie mają śladów niedożywienia czy maltretowania.

O całej sprawie zaalarmowała Straż Miejska w Świdnicy w ostatnich dniach grudnia mieszkająca w sąsiedztwie kobieta. - Ta pani próbowała powstrzymać oprawców, krzyczała, ale na nic. Dopiero kiedy zagroziła, że dzwoni na policję mężczyźni wsiedli do samochodu i uciekli. Kobieta zdążyła spisać numery rejestracyjne wozu którym sprawcy przyjechali, dlatego z pewnością nie unikną kary. Ich identyfikacja nie będzie bowiem trudna – opowiadał nam zaraz po zdarzeniu Marek Fiłonowicz ze Straży Miejskiej w Świdnicy.

O tym czy w Świdnicy doszło do bestialskiego zamordowania szczeniaków już się nie dowiemy. Faktem jest natomiast, że przypadków znęcania nad zwierzętami przybywa (ekostraż miesięcznie na Dolnym Śląsku interweniuje około 60 razy).